21:04

Pocałunek morza - Anna Stryjewska

Źródło zdjęcia

Niektórzy mają permanentnego pecha. Nieszczęście ich nie opuszcza, trwa przy nich wytrwale i nic nie jest w stanie sprawić, żeby w końcu zaczęło być lepiej. Do takich osób należy Patrycja. Życie mocno ją doświadczało już od najmłodszych lat. Przez długi czas kłody pod nogami pojawiały się jedna za drugą, mimo ogromnych starań dziewczyny. Robiła wszystko, żeby coś się zmieniło, żeby jej życie przestało być pasmem nieszczęśliwych zdarzeń. Jednak w pewnym momencie miała już dość tego wszystkiego. Ile trzeba wycierpieć, aby w końcu być szczęśliwym?

Patrycja wcześnie traci matkę. Można powiedzieć, że w tym samym czasie przestała mieć też ojca, ponieważ ten w znikomym stopniu interesował się córką z pierwszego małżeństwa. Dziewczyna została przekazana pod opiekę babci. Tylko na jakiś czas, mówili. To tylko na trochę, później wrócisz do taty. Akurat. Kontakt z ojcem miała sporadyczny, przez co stał się dla niej obcym człowiekiem. Nie miała z nim nic wspólnego.

Dziewczyna starała się, aby nie być w domu ciężarem. Nie przelewało się, pracy nie brakowało, a jeszcze musiała znaleźć czas na naukę. Nie miała lekko. Oprócz tego, była zwyczajnie nieszczęśliwa i bardzo samotna. Nikt nie doceniał jej starań, nie miał dla niej ciepłego słowa, chwili na szczerą rozmowę. Patrycja zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje nastoletnie życie. Później było jeszcze trudniej. Nieodwzajemniona miłość, choć początkowo było tak pięknie. Nieplanowana ciąża. Wyjazd ze wsi jest jedynym dobrym wyjściem. Patrycja zawsze marzyła o tym, aby zobaczyć morze. Szumiące, groźne, a jednocześnie piękne. Teraz mogła to zrobić. Zdarzył się cud. Właśnie tam poznała osobę, dzięki której zmieniło się jej życie.

Cóż mogę napisać. Nie do końca tak wyobrażałam sobie fabułę tej książki. Myślałam, że będzie bardziej porywająca, dynamiczna, że będzie miała więcej charakteru. W tych aspektach spotkało mnie rozczarowanie. Sam pomysł na zdarzenia nie był zły, ale to, jak zostały one opisane... To wszystko bardzo się ciągnęło. Było bardzo powolne, co w pewnym momencie może po prostu znużyć czytelnika i go zniechęcić. 

Mam wrażenie, że lektura przebiegała falami. Były momenty, kiedy już myślałam, że idzie ku lepszemu, że coś się zmieni i będzie tylko lepiej. Potem sytuacja ulegała diametralnej zmianie i wcale nie było lepiej, a wręcz przeciwnie. 

To nie jest tak, że ta książka jest fatalna, zła i nie do przyjęcia. Po prostu brakuje jej tego "czegoś". Jak długo można być smutnym? Jak długo można pozwalać na pomiatanie sobą? Jak można zgadzać się (bo inaczej nie można tego nazwać) na molestowanie seksualne, a potem, jakby nigdy nic, zaprzyjaźnić się z tym mężczyzną? Dla mnie jest to nie do pomyślenia. Ten ostatni aspekt szczególnie mnie poruszył, ma tak negatywny wydźwięk, że czułam się zniesmaczona czytając o tym.

Patrycja jest postacią... mdłą. Na wszystko potulnie się zgadza, rzadko ma swoje zdanie na jakiś temat, brakuje jej charakteru. Tylko momentami ma swego rodzaju zrywy i pokazuje swoją prawdziwą twarz. Tych momentów było zdecydowanie za mało. Brakowało mi jakiegoś przełomu w jej życiu. Fakt, poznała Marię, dzięki której życie dziewczyny, tak naprawdę, się zaczęło. Jednak nie było to coś, czego oczekiwałam. Chciałam, żeby było to coś większego, znaczącego. Żeby odmieniło nie tylko życie Patrycji, ale także jej charakter. Projektowanie ubrań było jej pasją, czuła się szczęśliwa, że może robić to, co kocha, ale... nie wiem. Mam wrażenie, że było to poprowadzone na siłę.

Pocałunek morza ma swoje plusy. Nie jest ich wiele, ale kilka się znajdzie. Ta książka jest rzeczywistością. Mimo tego, że nie zostało przedstawione w jakiś zachwycający sposób, tak czasami wygląda życie. Fakt, rzadko się zdarza, że ktoś spotyka osobę, która bez żadnego problemu przyjmie pod swój dach obcą, na dodatek ciężarną dziewczynę i pomoże odnaleźć oraz osiągnąć swój cel w życiu. Jednak mam na myśli tę pierwszą część, kiedy Patrycji jest naprawdę ciężko. Takie sytuacje mają miejsce i to niejednokrotnie blisko nas, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Na szczęście, wszystkie wątki miały swój koniec. Może nie do końca wszystkie wyjaśnienia do mnie przemawiały, ale nie trzeba było po zakończeniu czytania domyślać się, co tak naprawdę mogło się wydarzyć. Nic nie zostało nagle urwane. Zakończenia otwarte mają swój urok, ale w tym przypadku nie byłoby dla nich miejsca.

I największy plus. Emocje. Pojawiały się w tych momentach, kiedy miałam nadzieję, że książka jeszcze może mnie zaskoczyć. Nie były gwałtowne, porywające. Nie powalały na kolana i nie zostawiały wyrwy w sercu oraz znaku zapytania w oczach. Były. I to jest ważne. Książka nie okazała się pustą skorupą. Zawierała emocje, które w stonowany sposób, ale jednak, coś robiły z moimi uczuciami. Zdarzało się to rzadko, ale jednak się zdarzało i to się liczy.

Nic na to nie poradzę. Książka mnie nie zachwyciła, choć myślałam, że będzie zupełnie inaczej. Przeczytałam ją szybko, ale równie szybko o niej zapomniałam. Nie wiem, czy autorka wiąże swoja przyszłość z napisaniem kolejnej powieści, ale też nie wiem, czy chciałabym po tę powieść sięgnąć. Na pewno musiałabym się nad tym dobrze zastanowić.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Szara Godzina

3 komentarze:

  1. Bardzo mnie zaciekawił ten opis, jestem pozytywnie nastawiona :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To już druga recenzja tej książki. I autorka tamtej miała bardzo podobne zdanie o niej i o bohaterce. Odpuszczę sobie "Pocałunek morza".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytałam również tę powieść i niestety jestem strasznie zawiedziona :( Tak złej książki nie czytałam już dawno :(

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Krokusowe Przemyślenia , Blogger